wtorek, 14 stycznia 2014

Informacje

Cześć, nie mam pojęcia kiedy będzie następny rozdział, a to wszystko przez szkołę teraz musze dać z siebie 100%.
Ostatnie miesiące bardzo mnie zmieniły, stałam się od chamskiej, nienawidzącej wszystkiego i każdego dziewczyny, po przemiłą grzeczną dziewczynkę.
Wrzesień, październik, listopad, grudzień 2013.
Tych miesięcy na pewno nie zapomnę.
Nie będę się rozpisywać bo coś myślę, że spora część Was mnie już opuściła, ale proszę, nie zostawiajcie mnie.


Do następnego:)

Rozdział IX

 - Uratowałaś mi życie - on jeszcze to rozpamiętuje? No ludzie. 
- I co z tego? Boże Niall odwal się ode mnie, na serio mam Cię gdzieś - krzyknęłam. 
- Dlaczego jesteś dla mnie taka oschła?! Co ja Ci do cholery jasnej zrobiłem? - spojrzał mi głęboko w oczy, Luna powoli oddalała się od nas. 
- Co mi zrobiłeś?! CO MI ZROBIŁEŚ!? Ty się jeszcze głupio pytasz?! Choćby to, że traktujesz mnie jak swoją własność, to, że podałeś mi pigułkę gwałtu - wzięłam oddech - to w jaki sposób mnie dotykasz, to GDZIE mnie dotykasz! Niall do cholery jasnej zastanów się! - moje oczy zeszkliły się a gardło zaczęło szczypać od wrzeszczenia. 
- Mam Ci powiedzieć prawdę?! Chcesz tego?
- Tak do cholery! - ja już nie moge.
- Chce chronić Cię przed Harrym, przed wszystkim co może ci zrobić krzywdę jasne?! Ta Twoja przyjaciółka, nie znasz jej! 
- Ty też jej nie znasz! Nie wiesz nic o niej! - mam już go serdecznie dosyć. 
- Znam ją na tyle, że wiem, że pieprzy się z wszystkimi dookoła! 
- Kłamiesz! - to niemożliwe, bezczelny. 
- Tak?! Ja kłamię?! Wyobraź sobie, że te kłamstwa na nic by mi się nie zdały, bo do cholery jasnej mam to gdzieś, ale chce Cię chronić, Pamel, zależy mi na Tobie! 
- Jeśli Ci na mnie zależy to zostaw mnie samą!  Nienawidzę Cię, rozumiesz?! Zależy Ci na moim szczęściu? Tak?!- pytanie retoryczne - To się odwal! - szajsnęłam się i ruszyłam nerwowym krokiem do zamku, żegnając go środkowym palcem wysoko uniesionym w górę. 
 Pierdolony egoista. Martwi się tylko o swoją dupe, zależy mu na mnie? To niech patrzy jak go opuszczam, jak go krzywdzę, niech cierpi. Niech wie przez co to znaczy. 
 Jeszcze przez chwile słyszałam jak krzyczy moje imie, ale nie odwróciłam się nawet na sekunde. Mam go gdzieś, najchętniej bym go.. zabiła. Koniec tego wszystkiego. 
 Przystanęłam na chwilę patrząc się daleko w dal. 
Zabić? 
 Zabijać? Co Ci odbija Pamel, co się z Tobą dzieje, kiedyś taka nie byłaś - mówi cichy głosik w mojej głowie. 
Poczułam niesamowity ból po lewej stronie klatki piersiowej. Moje serce bolało. Osunęłam się na ziemię i straciłam przytomność. 


Ciemność, tak właściwie to czym ona jest? 
Nie chodzi mi o taką która jest nocą, 
Kiedy świeci księżyc okrągły jak pomarańcza, 
Chodzi mi o taką, którą doświadczamy przy umieraniu, 
Czujemy w tedy strach, 
ale nie na długo, 
Ogarnia nas panika, 
Co się dzieje? 
Co się dzieje kiedy umieramy? 
Kiedy tracimy najważniejsze?
Kiedy tracimy życie?
Ciemność nie istnieje na prawdę, 
To tylko nasze lęki,
Nasz najgorszy koszmar. 


Dobre czasy Hogwartu minęły wraz z moim narodzeniem.Od tamtej pory rozprzestrzenia się ogień który ktoś ciągle podsyca. Kłamstwa, oszustwa, ta szkoła się zmienia, nie jest tak jak opowiadała babcia. Nauczyciele są ciągle nerwowi, McDonnagal się czepia wszystkiego, kiedyś ponoć taka nie była. 
On się odradza. Nie wiem jak ale to czuję, za każdym razem kiedy dotykam różdżki, z każdym wypowiedzianym zaklęciem. On znów nadchodzi. Znów chce niszczyć, krzywdzić i zabijać.. To on podsyca ogień, ale ja go rozprzestrzeniam... 

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział VIII

 Luna trajkotała już od dobrych piętnastu minut. Po cholerę pozwoliłam jej iść ze mną? Ja pierdole, niech się zamknie bo obiecuje, z czystym sumieniem dam jej kopniaka w cztery litery, że but wyjdzie jej buzią. Chciałam tylko przemyśleć parę spraw, pobyć w ciszy, ale nie, Luna musi gadać. 
 Zatrzymałyśmy się nieopodal Bijącej Wierzby, która jak co roku gubiła liście na jesień. Właściwie to trochę późno, niedługo zima, mrozy, śniegi i bałwany. Hehe, mam nadzieję, że słowo bałwan kojarzy wam się z normalnym białym bałwanem, nie Niallem. 
- Oh, któż to tutaj siedzi - szepnęła Luna. 
Niall. NAWET TUTAJ?! Popierdoleniec. 
- Wiesz, jeszcze nas nie zauważył, możemy jeszcze iść, chodź Luna, nie będziemy temu palantowi przeszkadzać. 
Szybko, szybko, dalej Luna, szybko!!! 
- Okej. 
Uf, blisko. 
- Ej! 
Nie, nie, nie. Idziemy Luna nie zatrzymuj się!
- Ślicznotki! 
Kurwa. 
 Odwróciłam się na pięcie i wymusiłam uśmiech (o ile można to nazwać uśmiechem). 
- Cześć - powiedziała szybko Lun. 
Oh, już go polubiłaś? 
- Cześć Pamel, rączki całuję - złapał moją rękę całując ją od wewnątrz. 
Przestań no. 
- Co chcesz? - zapytałam bezcelowo. Przecież wiesz czego chce.
- Wiesz czego - oh serio? Nie stać Cię na jakąś sensowną odpowiedź? 
Ułożyłam usta w dzióbek po prawej stronie twarzy. 
- Sorry Niall ale musimy już iść - ponagliłam Lunę. 
- Ah, nie wydaje mi się. 
- Ale mi się wydaje, spierdalaj Niall - odepchnęłam go co skończyło się upadkiem wprost pod Bijącą Wierzbę. 
Zajebiście. 
- Niall! - wydarła się Luna, aż mi w uszach zadźwięczało. 
Uh, potrafi się bić z człowiekiem a z roślinką sobie nie radzi. Żałosne. 
- Ej pomocy! - krzykną przerażony Niall. Wait, co? Przerażony? P R Z E R A Ż O N Y? Jak to możliwe? Huhu, nieźle. 
- Pamel, pomóż mu! 
- Jak?! - pisnęłam. Okej boje się. 
- Niall schyl się! - krzyknęłam gdy jedna z gałęzi leciała ku Niallowi. 
- Wypowiedz to zaklęcie! - podała mi karteczkę. - Pamiętaj, gdy to powiesz, czas się zatrzyma, będziesz miała czas, tylko Ty nie będziesz unieruchomiona, uratuj go. 
- Co potem?! Jakie zaklęcie powrotne?! 
- Powiedz Principałki. 
- Okej! 
 No to jazda, na trzy, dwa, jeden. 
- Ferula! - krzyknęłam jak najgłośniej i zamknęłam oczy. Udało się? Otworzyłam oczy. Wszystko stoi, nic się nie rusza. 
Teraz Niall. Jakie to było zaklęcie? Szybko wyszperałam i zaraz koło mnie pojawił się Niall. 
- Principałki - szepnęłam. 
Znów było wszystko jak powinno być. 
- Uratowałaś mi życie. 
I co z tego? 
---------------------------------------
CDN 
Siema siema siema ^^ dodaje ten rozdział teraz, przewidywałam, że będzie on dłuższy lecz dzisiaj (sobota) ide na wesele a jutro poprawiny więc sami wiecie:/ 
Następny za tydzień! 
Wiem, że są krótkie ale poczekajcie, na prawde będą dłuższe :) 
Suchar; 
Harry: Stary nie byłem aż taki pijany
Niall: stary dałeś mi swoją skarpetkę i powiedziałeś zgredek uwalniam cię

PO WESELU NA PEWNO TAK ZROBIĘ X 
DA BUM TSSS XD 
soł, DZIĘKUJĘ ZA POPRZEDNIE KOMENTARZE, LUV YA! :* 

WESOŁEGO WEEKENDU! x 

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział VII

 Pare dni później.
Hogwart
godz:15:03
koniec zajęć
 Nie widziałam Nialla od tamtej bójki. To dobrze, bo nie mam zamiaru go oglądać, a jeśli już to na pewno nie dobrowolnie, musieliby mnie zmusić, a nikt nie jest taki odważny by to zrobić (no oprócz samego Nialla, pierdolonego egoistę). Ja niby jestem jego własnością? Mylisz się kochanie, tak bardzo się mylisz.
 Luna próbuje mnie pocieszać, mówi, że wszystko będzie dobrze tylko muszę dać sobie trochę czasu... Może to prawda, ale  nie jestem tego pewna, ostatnie sytuacje mnie przerosły.
- Mel?
- Słucham Cię Luna - niechętnie, ale z uśmiechem odpowiedziałam.
- Bo... za dwa dni jest wycieczka do Miodowego Królestwa... I zastanawiałam się czy rodzice przysłali Ci już zgodę... - powiedziała chyba nieśmiało.
- Ah, tak przysłali.. - westchnęłam.
- To dobrze - uśmiechnęła się. - Przepraszam, ale teraz nie chce mi się rozmawiać - szybko wydukałam zanim Luna zdążyła cokolwiek powiedzieć.
 Skinęła głową i wróciła do czytania "Magii dla zaawansowanych".
Uch, mówiłam już, że go nie znoszę? 
Muszę się przewietrzyć i to koniecznie.. 
 Mozolnym krokiem ruszyłam w kierunku mojej szafy by wyciągnąć z niej inne ciuchy. Wybrałam ciepły zestaw nadający się idealnie na pogrzeb, może dzisiaj będzie mój pogrzeb? Hm? Pójdę do kuchni i najem się tak bardzo, że pęknę, i umrę w idealnym stroju i na dodatek się najem. Plan idealny. 
- Um Pamel czemu masz wzrok szaleńca? - próbowała mnie rozśmieszyć Luna. 
- Bo nim jestem? Haha, głupie pytanie - wytknęłam jej język i poszłam do łazienki. 
- Pamel, gdzie tak właściwie idziesz?! - krzyknęła Luna.
- Na błonie, chce się wreszcie przewietrzyć! 
- Mogę iść z Tobą? - wsunęła głowę do łazienki za co oberwała kapciem. 
- Tak pewnie ale weź się przebież, no chyba, że idziesz i tym stroju dinozaura! - wygoniłam ją z pomieszczenia, a sama powróciłam do poprzedniej czynności. 
- Mel! - krzyknęła piskliwie. 
- Co jest?! - wybiegłam na staniku żeby tylko zdążyć uratować moją przyjaciółkę. 
- C-O J-A M-A-M U-B-R-A-Ć?! - spojrzała na mnie rozbawionym ale zarazem przejętym wzrokiem. 
- Oh, serio? - westchnęłam. Podeszłam do jej szafy i wyciągnęłam worek jutowy (swoją drogą, skąd ona go wzięła?). - Trzymaj - podałam jej i wróciłam do łazienki. 
- Oh jesteś prze zabawna! - powiedziała z wyrzutem. 
- To ciekawe bo w mojej dzielnicy uważają mnie za nudziarę! Napiszesz mi na piśmie, że jestem zabawna!? Może mnie wreszcie polubią! - zażartowałam.
- Marne szanse! - zaśmiała się. 
----------
Hej haj helou :) 
Postaram się jeszcze jutro dodać rozdział, ogółem w tygodniu raczej się nie będą pojawiać :) 
(wiem, że bardzo krótkie ale zobaczycie, że będą jeszcze dłuższe:)) 

CZYTASZ=KOMENTUJ 
każdy komentarz motywuje mnie do szybszego pisania :) 

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział VI

 Serce mi waliło jak oszalałe. Pamel, co ty do jasnej cholery wyprawiasz.... Nawet nie wiesz co chcesz mu powiedzieć. Zaraz... Czy ja sama siebie hamuję przed Niallem? Nie, to niemożliwe. Obejrzałam się dookoła, musimy być blisko. Flagi Slytherinu są coraz gęściej porozwieszane na murach zamku. Dookoła obrazy, świece, flagi. Jak on mógł mi to zrobić... zresztą. To do niego cholernie podobne. Dlaczego musiał sobie upodobać mnie. Dlaczego ja? Mam już tej całej sytuacji dosyć. Najlepiej chciałabym się stąd wyrwać. Zniknąć. Nigdy nie wrócić. Czy to na prawdę tak dużo? Czy to aż tak cholernie dużo? Chciałabym wieźć normalne, spokojne życie. Ale nie! Przecież pan Horan musiał wpierdolić się w moje życie z tym jego wielkim zadem! No oczywiście! Nie nawidze go szczerym sercem. Niech spierdala. Miałam nie przeklinać... Z nim sie nie da. 
- Mel? - przerwał ciszę mój "przewodnik". Haha, raczej mój GPS. 
- Tak? - uśmiechnęłam się niemrawo. 
- Bo wiesz - zatrzymał się. 
- Nie, nie wiem - odparłam zdziwiona. 
 Sam zaczął się do mnie przybliżać. Jego jeden krok w przód, jeden mój krok w tył. Ściana. Nie mam gdzie uciec. Zaczął mnie dotykać. Skroń, policzek, usta, broda. 
- Cholernie mi się podobasz - złapał mą twarz w swoje duże ręce. 
- Co ty robisz?! - pisnęłam. Nic to nie dało. Złączył nasze wargi torując sobie wejście do moich ust. Zaczęłam się z nim szarpać. Ten kretyn miał mnie tu tylko przyprowadzić. To wszystko. Nie dałam rady.
- Miałeś mnie tu tylko przyprowadzić palancie! 
- Hyh, nie ufa się obcym. - przytknął swoje usta do moich. 
 Nie mogę się ruszać. Jego ręce krępują jakiekolwiek moje posunięcie. To jest straszne, dlaczego wszystkie złe rzeczy przytrafiają się akurat mnie? Co ja takiego zrobiłam? Ah, może karma? Obiecuje, zacznę chodzić do kościoła, na każdą mszę, nawet do klasztoru się zapiszę, ale błagam dość! No dobra, z tym klasztorem to żartowałam. Sam powoli zaczął dobierać się do moich spodni, odpiął jeden guzik, dzięki bogu, że ubrałam te z pięcioma guzikami. Drugi, trzeci, czwarty... Zaraz, co? Gdzie on się podział? Niall? 
- Ty skurwielu! - wydarł się Niall. 
- Niall, co z Tobą?! - odezwał się tym razem Sam. 
- Ona należy do mnie! I TYLKO DO MNIE - wycedził. To nienormalne. 
 Zapięłam guziki. Nie mam ochoty tu dalej tkwić. Sprintem zaczęłam uciekać, chociaż byłam już za zakrętem nadal słyszałam jak się biją. To straszne. 

Rozdział V

Nie wieżę, jak Niall mógł coś takiego zrobić... Chociaż, to w jego stylu. Pigułka gwałtu? Dobrze, że chociaż zaniósł mnie z powrotem do pokoju...
- Luna, co się wczoraj dokładnie stało? - zapytałam przerażona.
- No, szliśmy na piwo i jak już prawie byliśmy to dołączył do nas Harry - zabłyszczały jej oczy.  - W kafejce siedzieliśmy i po złożonym zamówieniu zaczęliście coś szeptać sobie z Harrym - ściszyła nieco głos - barman przyniósł nam piwa i wtedy przyszedł Niall - dokończyła.
- No to jeszcze pamiętam ale co się później stało? - spuściłam głowę. 
- Wtedy upiłaś łyk piwa a Niall położył rękę... wiesz gdzie... - z moich oczu polały się łzy. Nienawidzę go, dlaczego on mi to do cholery jasnej robi?! DLACZEGO?! Luna przysunęła się bliżej mnie i przytuliła - przykro mi Mel... 
- To przecież nie Twoja wina... opowiadaj co było dalej - wytarłam łzy, chociaż te nadal uporczywie starały się wkraść na moje rozgrzane policzki. 
- No i Tobie najzwyczajniej musiało to się spodobać... 
- Nie! - przerwałam jej - to niemożliwe, że mi się to spodobało! To ten narkotyk.... - znów nie wytrzymałam, znów się rozpłakałam. 
- Możliwe... wtedy Niall "poprosił " - gestykulowała w powietrzu kocie łapki - nas abyśmy poszli. Pamel, więcej nie wiem. Przed chwilą Cię tu jakiś chłopak z Gryffindoru przyniósł. Powiedział, że leżałaś na schodach - przytuliła mnie mocno. - Przykro mi. 
- Nie przeżyje tego gnój jebany, zapłaci mi za to! - krzyknęłam i poderwałam się z łóżka. Nie było to mądre posunięcie, zaraz znalazłam się na podłodze. - Auć, moja głowa - dopiero teraz poczułam jak mocno mnie boli, aż pulsuje - złapałam się za nią i ułożyłam z powrotem  na materacu. - Wiesz co Luna... zemszczę się, ale później - zamknęłam oczy. Brunetka zachichotała i wstała. 
- Eh, poczekaj - podeszła do wielkiej drewnianej komody. - Gdzież to było... 
- Co szukasz? - podniosłam się na łokciach. 
- Zaklęcia na bolącą głowę, kochanie - cmoknęła w moją stronę. 
- Och, dziękuję - wysapałam. 
- Mam! - wrzasnęła
- Luna błagam Cię nie tak głośno, boli! - poskarżyłam się z wyrzutem. 
- Przepraszam, przepraszam - chwyciła swoją różdżkę i wypowiedziała zaklęcie. Nic nie czułam. Nie bolało. Podniosłam się i podeszłam do mojej komody. 
- Dziękuję Ci Luna! - pisnęłam szczęśliwa. Już miałam iść mu dowalić, lecz przyjaciółka zabrała głos. 
- Wiesz, mogłabyś się przynajmniej jakoś ogarnąć. Nie chciałam Ci tego mówić ale.... wyglądasz jak siedem nieszczęść... - zaśmiała się. 
- Och dziękuję Ci bardzo - zmierzyłam ją wzrokiem. Wyciągnęłam z walizki czarne rurki i kremową, obszerną bluzę z napisem "Goodbye, good riddance" i poszłam do łazienki. Luna miała rację, wyglądałam jak siedem nieszczęść. Tusz na policzkach, włosy sterczące we wszystkie możliwe kierunki świata i wymięte ubrania. Co on mi do cholery zrobił?! Ściągnęłam wszystko i założyłam czyste ciuchy. Zmyłam makijaż szybkim ruchem i tak samo go  z powrotem założyłam. Związałam włosy w wysoki kucyk i wyszłam z pomieszczenia. 
- No od razu lepiej - Luna oderwała się od tableta. 
- Dzięki. Wiesz może gdzie podziała się moja różdżka?! - pisnęłam.
- Tak tutaj - podała mi ją. - Pamel... nie zrób czegoś czego później będziesz żałować... - dodała. Skinęłam głową na znak, że zrozumiałam i wyszłam z pokoju. 
[WŁĄCZ]
 Zeszłam ze schodów i pojawiłam się w salonie Gryffindoru. Co mu powiedzieć? Jak zareagować... a przede wszystkim.. gdzie do cholery jasnej oni mają swój dom? Jaka ze mnie idiotka - stanęłam w miejscu karcąc się w myślach. Jak ja niby mam się do nich dostać? Załatwić Nialla to jedno, prostsze zadanie, ale jak ich znaleźć? Boże dopomóż... 
- Pamela? Pamela Granger? - usłyszałam kogoś głos za plecami. 
- Tak? - odwróciłam się na piecie. Przede mną stał jakiś chłopak wyższy ode mnie o jakieś dobre 20/30 cm. Ciemne włosy i mleczne oczy, na dodatek biały jak ściana... i te malinowe usta... 
- Więc, to ja Cię zaniosłem do pokoju... pomóc jakoś? - zaproponował. Już miałam odpowiedzieć "nie" ale, przyda mi się. 
- Tak, wiesz może gdzie jest dom Slytherinu? - zapytałam kołysząc się z nogi na nogi. 
- Tak, chodź tędy - złapał mnie za rękę. - Tak w ogóle to mam na imię Sam, Sam Longbottom - przedstawił się.
-  Skądś nazwisko kojarzę - uśmiechnęłam się. 
- Mój dziadek przyjaźnił się z twoimi dziadkami - rozjaśnił mi pamięć. 
- Ah no tak! - powiedziałam uradowana. 
- Więc do Slytherinu tędy... - szliśmy wzdłuż korytarza. 
No to sie zaczyna.... 

Rozdział IV

- Nienawidzę go, nienawidzę go, nienawidzę go - powtarzałam sobie w kółko jak jakąś mantrę. 
- Kogo nienawidzisz? - zapytał zdziwiony Harry.
- Nialla, zobacz co mi zrobił. - odsłoniłam bolące miejsce.
- Naznaczył Cię... - skwasił się.
- Cholera jego wie, nienawidzę facetów. - skończyłam nasz dialog i odeszłam pozostawiając zdezorientowanego chłopaka. 
 Czemu ja? Czemu mnie sobie ubzdurał? Przecież nasi dziadkowie byli na siebie wściekli, więc czemu on mnie "lubi"? Czy on chociaż mnie lubi? Czy to tylko moje ubzdurane stwierdzenie? Jego blond włosy... niebieskie oczy... Prawda. Podoba mi się, ale... nie umiem się do niego przekonać, jest zbyt... pewny siebie i arogancki. Zapewne kiedyś będę mogła do tego dopisać brutalny... Harry, zraniłam go, i to nie jeden raz... może tymi słowami przegięłam? I jeszcze go zostawiłam... Ale... Harry to mój przyjaciel i na pewno się nie obraził... Na pewno...
- Mel? - odwróciłam się. Przede mną stała...
- Luna! - przytuliłam ją mocno. 
- No ja też się cieszę, że Cię widzę. - uśmiechnęła się. 
 Przyjrzałam się jej dokładniej. Podkrążone oczy, blada, wręcz prześwitująca skóra. 
- Co Ci się stało....- zdziwiłam się.
- Wiesz... trzymałam twoją różdżkę, chciałam się jej przyjrzeć - zrobiła przerwę na oddech - i tam było napisane jakieś zaklęcie... Oczywiście nie wiedziałam o co chodzi i przeczytałam je na głos. Wtedy rękę przykryła krew a obraz mi się zamazał, i zemdlałam. Profesor Mc.Donnagal powiedziała, że jeżeli różdżka byłaby moja.... nie obudziłabym się. - skończyła
- Luna... - przytuliłam ją delikatniej. 
- Przepraszam... i tu trzymaj swoją własność. - podała mi przedmiot
- Dziękuję, i nic się nie stało... - uśmiechnęłam się blado.
- Ej, co to jest? - zdziwiła się patrząc na moją szyję. 
- Nic takiego... - przykryłam malinkę włosami. 
- Przecież widzę, pokaż... Masz malinkę! Kto Ci ją zrobił? - poruszała znacząco brwiami.
- Niall.... - powiedziałam obojętnie
- On-na-cie-bie-le-ci. - powiedziała sylabami. 
- No wow - stwierdziłam sarkastycznie.
- Wybacz - przytuliła mnie mocno.
- Spokojnie, wszystko ok - zapewniłam ją smutno, śmieszne, to ona powinna zapewniać, że wszystko z nią dobrze.
- Idziemy na piwo kremowe? - zaproponowała.
- Mamy dopiero po 15 lat, nie sprzedadzą nam... 
- Spokojnie - mrugnęła okiem. 
 Wyszłyśmy więc ze szkoły kierując się w stronę (jak słyszałam) nowej kafejki. Robiło się ciemno i zimno, jak przystało na późną jesień. Niedługo zima. Cóż, nie ukrywam, kocham tę porę roku. Zawinęłam się ściślej swetrem. 
- Mel? - Luna przerwała miłą dla ucha ciszę.
- Tak? 
- Mogę Ci powierzyć mój sekret? - zapytała uroczo się rumieniąc.
- No pewnie. Nikomu nie powiem - złapałam się za miejsce gdzie, przynajmniej, powinno znajdować się serce. Zaśmiałyśmy się.
- Bo wiesz... Podoba mi się Harry... - zaczęła - nic nie mów. Wszystko wytłumaczę - szybko dodała. - Bo widzisz... znamy się z Harrym od dziecka, znam jego historię, co się wydarzyło, wiem, że walczył z Sama-wiesz-kim - posmutniała.
- Luna... przejdź do sedna... - zniecierpliwiłam się.
- Możesz jakoś zainteresować Harrego moją osobą? - przystanęła na chwilę. - Wiem, że jesteście jak rodzeństwo... - zamyśliła się.
- To prawda... Oczywiście kochana - przytuliłam ją.
- Ej! - usłyszałyśmy krzyki. - Poczekajcie! - Harry zbliżał się do nas w niesamowicie szybkim tempie.
- Mel? - Luna spojrzała na mnie wymownie. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się w stronę przyjaciela.
- Cóż Cię do nas sprowadza? - położyłam ręce na jego klatce piersiowej. Milimetr po milimetrze przysuwałam go bliżej Luny. 
- Mel? - zdziwił się.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie - oburzyłam się. Znów zaczęliśmy iść. 
- Chyba nie pozwolę Ci iść samej, w ciemną noc, w zimnie - powiedział ironicznie. Nałożył na moje ramiona swoją bluzę. 
- Przecież idę z Luną- wysunęłam się zza niego. 
- Ah no tak... - powiedział zakłopotany. 
- Nie masz dla niej bluzy, prawda? - zapytałam.
- No nie...
- To ją chociaż PRZYTUL! - krzyknęłam. Upewniłam się czy Luna tego chce. Była biała jak ściana, ale coś myślę, że było to spowodowane zimnem który nabierał na sile. Usta miała złączone, a w oczach gościł chochlik, chochlik który wariował ze szczęścia. Harry podszedł do niej i opatulił swym silnym ramieniem. Była taka drobna w porównaniu do niego. Para idealna. Wyciągnęłam różdżkę i zamachnęłam się nią nad naszymi głowami. 
- Expecto patronum - w górę wystrzeliło niebieskie światło lecz po chwili uformował się mój patron. 
- Jakie to śliczne - skomplementowała Luna. Nad naszymi głowami aż do kawiarni latały małe koliberki. 
- To co zamawiamy? - otworzyłam im drzwi. 
- To co miałyśmy - uśmiechnęła się dziewczyna. Usiedliśmy na beżowej kanapie która stała koło kominka. Harry i Luna po jednej stronie, a ja sama - po drugiej. 
- Harry - szepnęłam gdy Koreanka zamawiała trzy kremowe piwa. 
- Co...
- Podoba Ci się prawda? - zapytałam zadziornie. Nic nie odpowiedział. 
- O czym gadaliście? - spojrzała na nas Luna. 
- Takie tam... - Harry kopną mnie delikatnie nogą by zwrócić na siebie moją uwagę. Delikatnie pokiwał głową dając mi znak, że... nie podoba mu się. Znam Harrego, w takich momentach nie żartuje. On na prawdę jej nie kocha, nawet mu się nie podoba... Cholibka. 
- Proszę - kelner podał nam piwa a pod moje podłożył jakąś karteczkę. Skinęliśmy głowami na znak, że dziękujemy i młodzieniec odszedł. Podniosłam swój kufel i rozprostowałam karteczkę. "Zadzwoń xx 567987657". Obejrzałam się za nim. Patrzył się centralnie na mnie. Oblizałam usta i, na jego oczach, zgniotłam karteczkę podnosząc się przy tym i z gracją ją wywaliłam do kosza stojącego pod bordową ścianą. Uśmiechnęłam się do zdezorientowanego chłopaka i wróciłam na miejsce. 
- Co tam pisało? - zapytała Luna.
- Nic, nic - odpowiedziałam. Widziałam, że nie była zadowolona z mojej niezupełnej odpowiedzi. 
- O nie - powiedział Harry. Podążyłam jego wzrokiem który prowadził do drzwi... Niall właśnie wchodził do pomieszczenia. Zgadnijcie gdzie chciał usiąść? 
- No cześć - przywitał się. Usiadł się koło mnie i schylił by ucałować w policzek. 
- Wiesz, ta kawiarenka jest prawie pusta. Pełno tu wolnych miejsc, więc po cholerę jasną siadasz koło mnie? - zapytałam spokojnie. Upiłam łyk piwa lecz blondyn zabrał mi szklankę. 
- Kochanie, nie pij. A zresztą, chciałem poczuć Twoje ciepło - przysuną się bliżej kładąc rękę na moim udzie. No fajnie, a ja mam sukienkę... Harry naprężył się. Ale cóż biedaczek mógł zrobić? 
- Niall, kochanie, - zaczęłam słodko - ogarnij hormony. 
- Pamel - powiedział z wyrzutem, przesuną pięć centymetrów wyżej swoją rozgrzaną rękę. Spojrzałam na niego spode łba.
- Mel, kochanie, przestań - znów pięć centymetrów. 
- Zostaw mnie - załkałam teatralnie, byleby nie dać mu tej chorej satysfakcji. 
- Mrrr - dotkną. Dotknął mojej kobiecości. Jęknęłam, a oczy o mało co nie wyleciał mi z orbit. Przyjemne... zaczął kreślić na niej kółka. Czułam, że zaraz nie wytrzymam. Moje ciało wypełniła pustka, nic nie mogłam zrobić prócz... No dobra to zabrzmi dziwnie ale... rozkoszowaniem się. 
- I co teraz? Niebezpieczna Pamela... - prychnął. Wyciągnął rękę, a ja znów poczułam swoje bijące w nierównym tempie serce. Chciałam znów to poczuć. Jeszcze jakieś 6 minut temu miałam ochotę go zabić, poćwiartować i udusić. Ale teraz? Pragnęłam by znów to zrobił... by znów pozwolił mi się tym rozkoszować. 
- Harry, Luna - zwrócił się do moich oszołomionych przyjaciół - mam prośbę. Moglibyście wrócić do szkoły? Nie martwcie się. Odprowadzę ją tam gdzie powinna się znaleźć - zapewnił. Spojrzałam na nich wielkimi oczami ale, jeśli miał mi jeszcze raz sprawić przyjemność - skinęłam głową na znak, że mogą iść. Poradzę sobie. Dwójka wstała i wyszła, co chwilę niepewnie się odwracając. 
- Więc Mel... - zwrócił się do mnie. - Chcesz poczuć coś przyjemniejszego? - przed oczami zrobiło mi się ciemno. Jedyną rzeczą jaką pamiętam to chłopak za barem patrzący się na mnie ze sztucznym uśmiechem i blondyn który szeptał mi do ucha;
- Nie zapomnisz tego, obiecuję - i film mi się urwał. 
 Zimno, wyszliśmy już? Nie przypominam sobie żebym wstawała, żebym cokolwiek robiła. Pamiętam tylko Harrego i Lunę opuszczających kafejkę. Byli szczęśliwi. Obaj trzymali się za ręce. Śmiali się ze mnie. To Niall mnie bronił. 
- Ej, Mel - potrząsnął mym zmarzniętym ciałem. 
- Tak? Gdzie jestem? - zapytałam tuląc się do niego. 
- W bezpiecznym miejscu - do nozdrzy dostał się ostry zapach lilii. Otworzyłam oczy. Nie poznaję tego miejsca. 
- Gdzie jesteśmy? - powtórzyłam pytanie. 
- W hotelu, prosiłaś bym Cię tutaj zaniósł. Nie pamiętasz? Mieliśmy... mieliśmy zrobić swój pierwszy raz - oprzytomniałam. No tak. Teraz wszystko staje się jasne. Teraz pamiętam. Harry i Luna zaczęli się zwijać, są parą. Prosiłam Nialla byśmy... wszystko już wiem. Spojrzałam się na siebie. Byłam goła. Niall też. 
- Która jest godzina? 
- Jakoś po 11 - odpowiedział czule głaskając mój prawy policzek. 
- O cholera - oprzytomniałam. 
- Co jest? - zdziwił się. 
- Mamy dopiero po 15 lat! - krzyknęłam szybko naciągając na siebie bieliznę. 
- Kochanie - uspokoił mnie - spokojnie, zabezpieczyliśmy się -pocałował mój obojczyk torując sobie drogę w niższe partie mojego ciała. Zatrzymał się przy piersiach. Dokładnie obcałował moje sutki które stwardniały. Środkiem brzucha zjeżdżał niżej... Przejechał palcem wskazującym po mojej kobiecości. Bawił się ze mną. Wiedział, że znów pragnę poczuć go w sobie, że go pragnę... Rozchylił szerzej moje nogi i zaczął całować uda od wewnętrznej strony. Co chwilę wydawałam z siebie ciche jęki. Wreszcie. Włożył mi swoje dwa palce do buzi, a później sobie. Zachichotałam. Zaczęłam pieścić swoje piersi. Włożył palce we mnie. Najpierw powoli wolno jak żółw, później szybciej. Jęki przerodziły się w krzyczenie jego imienia. Zwolnił, delikatnie wyciągnął je z mojej pochwy. Chciałam więcej, nie byłam zaspokojona. Oblizał wejście i powoli wsuwał swój język do środka. Coraz mocniej. 
- Niall... - jęczałam. 
 Złapałam chłopaka za włosy i zaczęłam ciągnąć. Przyciskałam go mocniej, chciałam więcej. Mimo wszystko chłopak podniósł się i położył koło mnie. 
- Wow - skomentowałam. 
- Mel? - poczułam szarpanie. - PAMEL!? 
- Co Niall... - jęknęłam.
- To ja Luna! Ten chłopak wczoraj w kawiarni, on podał ci narkotyk. Niall mu kazał - mówiła szybko i nieskładnie. 
- CO!? - poderwałam się. Czyli, że to był tylko SEN?!